Zbrodnie katyńskie i ofiary ze Śląska Cieszyńskiego
Śp. prof. dr Mečislav Borák
Przyjaciel RK w RCz
Wymordowanie ponad dwudziestu tysięcy oficerów polskiej armii i pracowników polskich służb państwowych w Związku Radzieckim w ciągu pół wieku było przedmiotem powątpiewań i domysłów. Świat dowiedział się o nich na wiosnę 1943 r., kiedy w czasie niemieckiej agresji na Rosję znaleziono w lesie niedaleko Katynia pierwsze masowe groby.
Wielu uważało to za sztuczkę nazistowskiej propagandy, żeby ukryć własne, podobne zbrodnie, których naziści w wielkich ilościach dopuszczali się na okupowanych terenach. Dlatego świat wzdragał się uwierzyć, że polskich oficerów i policjantów zamordowali funkcjonariusze sowieckich służb bezpieczeństwa już na wiosnę 1940 roku, na długo przed niemiecką napaścią na Związek Radziecki. Świadczył o tym jednak fakt, że Polacy wzięci do niewoli przez Armię Czerwoną po sowieckiej agresji na Polskę we wrześniu 1939 r. i internowani w obozach jenieckich przestali na początku 1940 r. odpowiadać na listy swych rodzin. Nie znaleźli się także po 1941 r., kiedy nowa sytuacja na scenie wojennej doprowadziła do zwolnienia jeńców i więźniów w związku z powstaniem polskiego wojska w ZSRR. Związek Radziecki kategorycznie zaprzeczał niemieckim oskarżeniom, a nawet wykorzystał je do zerwania stosunków z polskim rządem emigracyjnym.
Pomimo tego, że sojusznicy znali prawdę na temat Zbrodni Katyńskiej, milczeli w interesie wspólnego prowadzenia wojny przeciwko Niemcom i Japonii, a później ze względu na powojenną współpracę. Po opuszczeniu tych terenów przez wojska niemieckie Związek Radziecki próbował fałszować dowody o sprawcach zbrodni, a po wojnie przedstawił je w Trybunale Norymberskim. Nie wystarczyły jednak, by Niemców oskarżyć o popełnienie tej zbrodni, oskarżenie więc w ciszy wycofano, i już więcej do niego nie powrócono. Dopiero zmiana sytuacji międzynarodowej na początku lat pięćdziesiątych spowodowała, że zaczęto na Zachodzie o Katyniu mówić otwarcie. W państwach bloku sowieckiego jednak nadal obowiązywała wyłącznie wersja sowiecka, według której Zbrodni Katyńskiej dokonali Niemcy. Dopiero rozluźnienie systemu komunistycznego przed jego rozkładem spowodowało, że w kwietniu 1989 r. Związek Radziecki wreszcie oficjalnie przyznał się do odpowiedzialności za tę zbrodnię.
W państwach byłego bloku sowieckiego w ciągu kilku lat po upadku systemu totalitarnego, zwłaszcza zaś po częściowym otwarciu rosyjskich archiwów, wyraźnie pogłębiła się nasza wiedza o przyczynach, przebiegu i rozmiarach zbrodni popełnionej na polskich jeńcach wojennych. Do tej pory znany był tylko Katyń, który ujawniła niemiecka propaganda. O miejscach kolejnych masowych grobów tylko spekulowano, podobnie jak o liczbie ofiar. Dopiero po przyznaniu się do odpowiedzialności za zbrodnię po latach ukrywania prawdy i fałszowania danych, radzieckie (a potem rosyjskie) urzędy zaczęły udostępniać, choć dość niechętnie, pierwsze materiały archiwalne. Wynikało z nich, że mordu dokonali funkcjonariusze sowieckich służb bezpieczeństwa NKWD na rozkaz biura politycznego Komitetu Centralnego sowieckiej Komunistycznej Partii (bolszewików) WKS(b).
Dokument z 5 marca 1940 r. z podpisem Stalina i innych członków biura politycznego polecał NKWD „rozpatrzyć w trybie specjalnym“ sprawę 14 700 osób zatrzymywanych w obozach dla jeńców wojennych i kolejnych 11 000 osób więzionych na terenach zachodnich Ukrainy i Białorusi, „z zastosowaniem wobec nich najwyższej kary – rozstrzelania“. Posiedzenie odbywało się bez przyznania się do winy owych „zatwardziałych wrogów władzy sowieckiej“. Nie zostali oni też skonfrontowani ze stawianymi im zarzutami. Tak więc w kwietniu i maju 1940 r. z obozów i więzień zwieziono jeńców do najbliższych rejonowych siedzib NKWD, mordowano strzałem w potylicę i zakopano w masowych dołach na terenach ośrodków rekreacyjnych NKWD.
Kolejne dokumenty znalezione w archiwach potwierdziły, że „wyrok” biura politycznego został rzeczywiście wykonany, że na jego podstawie rozstrzelano około 22 tysięcy Polaków. Z raportu sporządzonego w 1959 r. dla N.S. Chruszczowa wynikało, że zostało rozstrzelanych 21 857 osób „z byłej burżuazyjnej Polski“, w tym 14 552 rozstrzelanych tworzyli jeńcy trzech największych obozów jenieckich w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. W sumie 4 421 polskich oficerów z obozu w Kozielsku rozstrzelano nie tylko w Katyniu, jak do niedawna jeszcze przypuszczano, ale również w budynku zarządu rejonowego NKWD w Smoleńsku. Wszyscy pogrzebani są w Lesie Katyńskim.
W sumie 3 820 oficerów z obozu w Starobielsku rozstrzelano w Charkowie i zakopano w lesie na przedmieściach Charkowa „Pjatichatki”. Ogółem 6 311 polskich policjantów z obozu w Ostaszkowie rozstrzelano w Twerze, ówczesnym Kalininie, i pogrzebano w lesie koło osady Jamok, w pobliżu wsi Miednoje pod Twerem. Kolejnych 7 305 jeńców, jak podaje raport, rozstrzelano w więzieniach Zachodniej Ukrainy i Białorusi. Do tej pory został znaleziony spis 3 435 polskich obywateli rozstrzelanych zgodnie z rozkazem z 5. 3. 1940 r. na Ukrainie i pogrzebanych prawdopodobnie w lesie niedaleko wsi Bykownia na peryferiach Kijowa. Można domniemywać, że także pozostałych 3 780 osób zostało rozstrzelanych na Białorusi, prawdopodobnie w Mińsku, gdzie na przedmieściach rozciąga się jedno z największych cmentarzysk ofiar sowieckiego reżimu – Kuropaty. Z innych możliwych miejsc podawane jest Hlubokie w rejonie witebskim, Wołodymir Wołyński, czy Chersoń na Krymie.
Historycy próbowali weryfikować liczbę ofiar również porównując ówczesne protokoły ekshumacyjne, wyniki sond ekshumacyjnych przeprowadzonych w latach dziewięćdziesiątych, meldunki o ewidencji jeńców i więźniów, szczątkowe kartoteki więzienne, listy transportowe jeńców przywożonych do likwidacji, korespondencję organów politycznych i bezpieczeństwa państwowego, korespondencję z obozów, listy osób zaginionych, wspomnienia osób zwolnionych i członków rodzin zaginionych, wypowiedzi byłych funkcjonariuszy NKWD i wiele jeszcze innych źródeł. Uzyskane wyniki były prawie zgodne: niedawno wydane imiennie księgi cmentarne podają w sumie 14 506 ofiar pogrzebanych na trzech największych cmentarzyskach związanych ze Zbrodnią Katyńską (z tego 4 406 w Katyniu, 3 812 w Charkowie i 6 288 w Miednoje pod Twerem). W tych miejscach w 2000 r. wybudowano i uroczyście otwarto polskie cmentarze wojskowe, gdzie każdy z zamordowanych ma własną tabliczkę z imieniem i nazwiskiem. Są wśród nich również nazwiska tych, których losy były w jakiś sposób związane z terenami dzisiejszej Republiki Czeskiej.
Dzisiejsza świadomość Zbrodni Katyńskiej jest w czeskim społeczeństwie, niestety, wciąż o wiele mniejsza, niż zasługiwałoby na to znaczenie tego tematu. Dlatego zdumienie wywołuje nieraz już sama informacje o tym, że wśród ofiar Katynia byli również Polacy z ziem czeskich. Spowodował to m. in. fakt, że część obszaru Śląska Cieszyńskiego nazywana przez Polaków Zaolziem (w zasadzie obejmuje dawny powiat polityczny Karwina i Czeski Cieszyn), skąd wywodziła się większość ofiar, stała się w październiku 1938 r. częścią Polski. Zaraz na początku wojny została bezpośrednio wcielona do Rzeszy Niemieckiej, znalazła się więc poza Protektoratem Czech i Moraw, co znacznie osłabiło późniejsze powiązanie z Czechosłowacją.
W czasach komunistycznego reżimu owo prawie pół wieku fałszowania i ukrywania prawdy o Katyniu spowodowało, że również fakty ogólnie znane w czasie okupacji niemieckiej, popadły w zapomnienie. Do paradoksów historii należy, że prawdziwą informację o tej zbrodni podała właśnie znana ze swego zakłamania propaganda nazistowska. Także z tego powodu większość czeskiego społeczeństwa uważała wiadomości o Katyniu raczej za część owej propagandy. Stopniowo jednak zaczęły pojawiać się świadectwa osób, które odwiedziły miejsce zbrodni, wprawdzie za pośrednictwem niemieckich urzędów, ale w czeskim społeczeństwie uważane były za osoby wiarygodne. Np. w delegacji europejskich pisarzy, którzy wyjechali do Katynia na zaproszenie ministerstwa propagandy III Rzeszy 20 kwietnia 1943 r., był znanym czeski poeta i pisarz František Kožík. Był wówczas redaktorem praskiego radia i w delegacji znalazł się z rozkazu protektora Rzeszy. Aby nie służyć propagandzie nazistowskiej, starał się w swoich artykułach i reportażach radiowych unikać oceny zbrodni, niemniej fakty wskazywały na rzeczywistych sprawców.
W międzynarodowej komisji przedstawicieli instytutów medycyny sądowej i kryminologii z 13 państw Europy, których niemieckie urzędy zaprosiły do uczestnictwa w ekshumacjach w Katyniu, był też profesor medycyny sądowej na Uniwersytecie Karola w Pradze František Hájek. Razem z innymi lekarzami podpisał protokół końcowy, który stwierdzał, że do zamordowania polskich oficerów doszło już na wiosnę 1940 r. Krótko po wojnie był aresztowany, oskarżony o kolaborację z okupantem, a swoje oświadczenie musiał publicznie odwołać.
Informacje o Katyniu przynosili też żołnierze niemieckiej armii, którzy w ramach wycieczek propagandowych odwiedzali katyńskie groby. Np. Stanisław Lorek z Czeskiego Cieszyna służył podczas wojny w jednostce łączności Wehrmachtu w okolicach Smoleńska i widział katyńskie groby bezpośrednio po rozpoczęciu ekshumacji. Pomimo zakazu fotografowania zrobił w Lesie Katyńskim kilka zdjęć. Podobnie do Katynia trafił Antoni Walica z Frysztatu. Wziął stamtąd na pamiątkę jeden z banknotów, które wiatr roznosił z otwartych grobów. Kolejne świadectwa o polskich oficerach i policjantach podawali w domu ich koledzy, którym udało się uniknąć niewoli i obozów internowania. Pochodzili ze Śląska Cieszyńskiego, zajętego przez niemiecką armię zaraz pierwszego dnia wojny.
Wcześniej zostali powołani do swoich jednostek oficerowie rezerwy armii polskiej oraz rozpoczęła się masowa ewakuacja urzędów państwowych i instytucji, dołączały się do niej tłumy mieszkańców uciekających przed frontem. Funkcjonariusze Policji Województwa Śląskiego i innych służb bezpieczeństwa, często z rodzinami, kierowali się w grupach na wschód, w stronę Lwowa. W mieście i okolicy były już setki uchodźców z Zaolzia, kiedy 17 września rozpoczął się atak armii sowieckiej na Polskę. Licznym udało się uniknąć niewoli, inni uciekli z kolumn jenieckich w czasie transportu do obozów bądź ukryli swoje stopnie oficerskie i zostali zwolnieni. Niektórym więźniom udało się nawet otrzymać zwolnienie z obozu w ramach wymiany jeńców z Niemcami. Znamy dziś około pięćdziesięciu takich osób z terenu Śląska Cieszyńskiego, dokąd już pod koniec 1939 r. trafiały za ich pośrednictwem stosunkowo dokładne informacji o tym, jak sowieckie władze obchodzą się z wziętymi do niewoli polskimi żołnierzami i policjantami i dokąd ich wywożą. Nazwiska kolegów i przyjaciół tych świadków pojawiły się później na listach osób zaginionych i rozstrzelanych.
Badania nad ofiarami katyńskimi pochodzącymi z ziem czeskich rozpoczęły się jesienią 1989 r. Został wówczas sporządzony prowizoryczny spis około dwudziestu prawdopodobnych ofiar. Wtedy jeszcze nie przypuszczano, że mogłoby być ich o wiele więcej, nie świadczyły o tym również ówczesne listy ofiar wojennych. Zabitych i zaginionych uważano za ofiary okupacji nazistowskiej po części dlatego, iż Zbrodnia Katyńska była przypisywana Niemcom, przede wszystkim jednak z powodu niewyjaśnionych okoliczności, podczas których osoby zaginione dostały się do niewoli. Często przypuszczano, że zaginieni oficerowie i policjanci polegli podczas walk obronnych z Niemcami. O agresji sowieckiej na Polskę całe lata milczano. Dopiero w 1989 r. w ówczesnym Związku Radzieckim ukazały się pierwsze artykuły, w których otwarcie przyznawano, że Zbrodni Katyńskiej dokonali funkcjonariusze sowieckich państwowych służb bezpieczeństwa.
W tym czasie rozpadał się system totalitarny w Czechosłowacji i Polsce i pojawiały się publikacje z drugiego obiegu, a w nich obiektywne informacje o Katyniu. Pod koniec 1989 r. powstał scenariusz filmu dokumentalnego o zbrodni w Katyniu. Szybko został w ówczesnej Czechosłowackiej Telewizji skierowany do realizacji. Kręcenie filmu nastąpiło w kwietniu 1990 r., w niecałe dwa tygodnie po tym, jak Związek Sowiecki przyznał się do odpowiedzialności za zbrodnię, a sowieckie urzędy wydały pozwolenie na filmowanie w Katyniu. Film Stíny svědomí (Cienie sumienia) po raz pierwszy udostępnił czechosłowackiej opinii publicznej nie tylko obiektywne informacje o zbrodni i jej sprawcach, ale też o ofiarach spośród mieszkańców Śląska Cieszyńskiego. Przygotowano wystawę o przyczynach, przebiegu i następstwach zbrodni katyńskiej, przedstawiono udokumentowane ofiary ze Śląska Cieszyńskiego. Uzupełniona wersja wystawy była kilkakrotnie wznawiana – w Czeskim Cieszynie, Opawie, Bruntalu.
Od stycznia 1990 r. w polskiej i czeskiej prasie regionalnej Ostrawskiego (Głos Ludu, Nová svoboda, Den) były regularnie publikowane artykuły o ofiarach zbrodni katyńskiej z prośbą o współpracę czytelników w weryfikacji danych. Czytelnicy bardzo pomogli w uzupełnieniu i sprecyzowaniu ewidencji ofiar. W czerwcu 1990 r. w Czeskim Cieszynie odbyło się pierwsze spotkanie krewnych i przyjaciół osób, które na początku wojny zaginęły na terenie byłego Związku Sowieckiego. Stało się ono bodźcem do założenia organizacji Rodzina Katyńska w RCzS (później RCz), której pomoc w weryfikacji danych biograficznych konkretnych ofiar była nieoceniona. W 1991 r. została wydana pierwsza czeska praca na temat Katynia Vraždy v Katyňském lese (Morderstwa w Lesie Katyńskim), a także polska monografia Symbol Katynia, podająca dane biograficzne około dwustu ofiar Zbrodni Katyńskiej. Badania prowadzone w następnych latach w Górnośląskim Muzeum Krajowym oraz na Uniwersytecie Śląskim w Opawie pokazały jednak, że rzeczywistych ofiar zbrodni jest co najmniej dwa razy więcej.
W ewidencji ofiar znaleźli się przede wszystkim Polacy, którzy urodzili się na terenie dzisiejszej Republiki Czeskiej, zwłaszcza na tzw. Zaolziu na Śląsku Cieszyńskim, gdzie żyje autochtoniczna ludność polska. Włączono tu również osoby, które wprawdzie nie urodziły się na tych terenach, jednak w czasie wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. tam właśnie mieszkały lub przebywały służbowo (dotyczyło to w większości osób, które przybyły na te tereny za pracą po październiku 1938 r., kiedy to Zaolzie zostało przyłączone do państwa polskiego, a także żołnierzy i policjantów, którzy w tym czasie otrzymali przydział służbowy na Zaolzie). Dotyczy to również osób urodzonych lub na początku wojny mieszkających w zjednoczonym Cieszynie, bez względu na to, czy była to jego polska czy czeska część, ponieważ w wielu wypadkach nie dało się tego stwierdzić.
Cieszyn, będąc centrum regionu, stał się siedzibą władzy administracyjnej, łącznie z policją i wojskiem, w mieście stacjonował też 4 Pułk Strzelców Podhalańskich. Tak samo więc do ewidencji włączeni zostali oficerowie ze stałym przydziałem służbowym do tej jednostki. Podobnie zaszeregowano tu również czterech policjantów, którzy służyli na posterunkach w słowackich miejscowościach Czerne, Skalite i Świerczynowiec, wówczas przyłączonych do Polski lub dwaj Czesi, którzy przed wojną mieszkali w polskiej Galicji. Ostatnim wyjątkiem było wpisanie na listę czterech ofiar, które wprawdzie urodziły się i działały w Polsce, ale ich rodziny na stałe mieszkają dziś w Republice Czeskiej, uczestniczą w życiu Rodziny Katyńskiej i życzyły sobie, aby ich bliscy znaleźli się na liście tutejszych ofiar. Kryterium czasowe zostało ograniczone okolicznościami Zbrodni Katyńskiej, a więc początkiem sowieckiej niewoli po 17 września 1939 r. i wymordowaniem jeńców w 1940 r. Do tej ewidencji nie należą więc osoby, które zostały przez reżim sowiecki stracone lub zamęczone w gułagach wcześniej, jeszcze przed wojną lub – odwrotnie – później, podczas wojny i po jej zakończeniu.
Obecnie zostało objętych ewidencją 479 do tej pory stwierdzonych ofiar, zweryfikowanych w księgach cmentarnych, dalej jest to grupa 55 osób, u których dokładnie nie stwierdzono okoliczności śmierci, jednak z największym prawdopodobieństwem są ofiarami tej zbrodni. Ewidencja ofiar obozów jenieckich Kozielsk, Starobielsk i Ostaszków jest prowadzona w odniesieniu do miejsca pochówku, a więc Katyń (99 ofiar), Charków (33 ofiar) i Miednoje (347 ofiar). Biorąc pod uwagę strukturę zawodową ofiary podzielić można na dwie grupy – oficerów polskiej armii oraz policjantów i pracowników państwowych.
Z liczby 132 oficerów przeważającą większość stanowiło 104 oficerów rezerwy, z 28 oficerów zawodowych 20 było w służbie czynnej, 7 w stanie spoczynku, l osoba w służbie pomocniczej. Według stopnia wojskowego przeważali podporucznicy, a było ich w sumie 80, co odpowiada stwierdzeniom, że wśród ofiar przeważali oficerowie rezerwy. Dalej w ewidencji ujęto 23 poruczników, 16 kapitanów, 5 podpułkowników, 5 majorów, 2 aspirantów i l rotmistrza. Mniej niż połowa oficerów (59) należała do 4 Pułku Strzelców Podhalańskich w Cieszynie. Z punktu widzenia struktury socjalnej byli to wyłącznie przedstawiciele inteligencji. Oprócz 28 zawodowych oficerów odnotowano wśród oficerów rezerwy 44 nauczycieli, 11 inżynierów i techników, 9 lekarzy i weterynarzy, 9 prawników i sędziów, 8 innych urzędników państwowych i komunalnych, 7 urzędników górnictwa i hutnictwa, 9 urzędników bankowych, 5 kupców i przedsiębiorców, w 5 wypadkach nie udało się stwierdzić zawodu. Wykaz ten potwierdza, że poprzez likwidację polskich oficerów sowiecki reżim chciał znacząco naruszyć znaczenie polskiej inteligencji narodowej, tak samo jak czynił to od początku wojny również okupacyjny system nazistowski.
Według miejsca urodzenia prawie połowa oficerów pochodziła z dzisiejszej Polski (64 osoby), tylko nieco mniej z terenów dzisiejszej Republiki Czeskiej (56 osób), 5 oficerów pochodziło z Cieszyna bez sprecyzowania jego części; w 4 wypadkach miejsca urodzenia nie stwierdzono, 3 oficerów urodziło się za granicą (Pięciokościele na Węgrzech, Petersburg w Rosji i Hlybokie na Bukowinie). W sumie 41 oficerów urodziło się w jednej z 29 miejscowości na Zaolziu – po 3 w Dąbrowie, Karwinie, Sibicy i Wędryni, po 2 w Dziećmorowicach, Łazach, Stonawie i Cierlicku itp. Z liczby 15 oficerów urodzonych w głębi ziem czeskich – 6 pochodziło z Ostrawy (z dzisiejszych dzielnic Morawska i Śląska Ostrawa, Witkowice i Michałkowice), 2 z Břeclavia, po l osobie z Pragi i miejscowości Vysoké Mýto, Vilímov, Olšany w Szumperskiem, Hranice na Morawach, Starý Dvůr u Domažlic i Grilovice na Morawach (ta ostatnia miejscowość do tej pory nie została zlokalizowana).
Według miejsca zamieszkania, które w większości pokrywało się z miejscem zatrudnienia, wyraźnie przeważają miejscowości w Polsce (w 87 wypadkach), w 18 wypadkach chodziło o Cieszyn, w 6 wypadkach miejsca nie stwierdzono. Tylko 21 oficerów mieszkało w tym czasie na Zaolziu. W Polsce więc mieszkali nie tylko oficerowie rezerwy, którzy służyli w 4 Pułku Strzelców Podhalańskich, ale też przeważająca większość rodaków z Zaolzia i wszyscy Polacy rodem z głębi ziem czeskich. Niektórzy wyjechali do Polski podczas pierwszej wojny światowej, większością jednak dopiero krótko po niej oraz po podziale Śląska Cieszyńskiego w 1920 r., ale tylko prawdopodobnie 7 z nich po 1938 r. wróciło na Zaolzie. Wszyscy zamordowani oficerowie leżą na cmentarzach wojskowych w Katyniu lub Charkowie, z jednym wyjątkiem: podporucznik Sylwester Burzyk, rodak z Karwiny, absolwent Polskiego Gimnazjum w Orłowej, urzędnik górnictwa, zmarł w styczniu 1940 r. w obozie w Kozielsku i został pochowany na miejskim cmentarzu.
Poniekąd odmienne wyniki przyniosła analiza zweryfikowanych 347 ofiar z grupy policjantów i pracowników państwowych. Policjanci należeli prawie wyłącznie do formacji Policji Województwa Śląskiego, tylko czterech było funkcjonariuszami polskiej Policji Państwowej, jeden służył w Straży Granicznej. Według stopnia służbowego wśród ofiar znajdowało się 190 posterunkowych, 91 starszych posterunkowych, 32 przodowników, 28 starszych przodowników, 4 komisarzy, 2 pracowników cywilnych. Pochodzenie socjalne ofiar przed ich wstąpieniem do policji można było stwierdzić tylko w pewnej liczbie wypadków, przede wszystkim rodaków z Zaolzia, gdzie informacji udzielili krewni. Starsi policjanci wstąpili do służb policyjnych zazwyczaj po odejściu z armii lub żandarmerii, podczas gdy przeważająca liczba młodych znalazła się tam na skutek mobilizacji w latach 1938 -1939. Dla wielu z nich rozwiązała się tym samym również ich trudna sytuacja materialna, ponieważ bezrobocie groziło wówczas przede wszystkim młodym, mniej wykwalifikowanym pracownikom.
W odróżnieniu od oficerów, których grupę tworzyli prawie wyłącznie przedstawiciele inteligencji, wśród nowo przyjętych policjantów wyraźnie przeważali robotnicy wszelkich profesji, zwłaszcza hutnicy z Huty Trzynieckiej oraz górnicy z kopalń Zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego; powyższe dotyczyło również licznych rolników i rzemieślników. Również ta grupa stanowi potwierdzenie likwidacyjnych zamiarów reżimu sowieckiego. Podczas gdy zwykłych szeregowych i podoficerów zaraz po wzięciu do niewoli oddzielono od oficerów i zazwyczaj w imię międzynarodowej solidarności klasy robotniczej zwolniono, wobec policjantów nie zastosowano tego klasowego kryterium. Uważano ich bowiem za wykonawców burżuazyjnej władzy państwowej, za wrogów ideowych reżimu tym bardziej niebezpiecznych, gdyż wcześniej należeli oni do klasy robotniczej.
Według miejsca urodzenia również w grupie policjantów przeważają osoby urodzone w Polsce (w sumie 157), z Zaolzia pochodziło (131 osób), kolejnych 5 urodziło się w Cieszynie (w obu jego częściach). Z innych terenów ziem czeskich pochodziły 2 osoby (z Pragi i miejscowości Velké Kraše u Vidnavy), 5 osób urodziło się w Niemczech, miejsca urodzenia 47 osób na razie nie stwierdzono. Prawie każda gmina na Zaolziu ma swojego rodaka wśród ofiar leżących w Miednoje pod Twerem. Ofiary pochodziły z 46 tutejszych miejscowości (bez Cieszyna), najwięcej z Karwiny (11), z Darkowa (9), Mostów pod Jabłonkowem (8), Dolnych Błędowic, Łazów i Stonawy po 7 itd. Wykaz w odniesieniu do miejsca służby policjantów potwierdza ich powiązania z Zaolziem jeszcze wyraźniej. W sumie 275 policjantów odbywało służbę na posterunkach na Zaolziu, kolejnych 23 w komisariatach i Powiatowej Komendzie Policji w Cieszynie (w obu jego częściach).
Lista tych miejscowości pozwala na pełne rozpoznanie struktury policji w regionie i świadczy o nadzwyczaj wysokiej liczbie ofiar z szeregów policji: 51 policjantów służyło we Frysztacie (23 w komisariacie, 17 w wydziale śledczym i 11 w komendzie powiatowej), 36 w Nowym Boguminie (w komisariacie i szkole policyjnej), 25 w Orłowej (15 w komisariacie i 10 w oddziale konnym), 20 w Pietwałdzie (w komisariacie i urzędzie celnym), 18 w komisariatach w Karwinie, 10 w Rychwałdzie, po 7 w Jabłonkowie i Łazach, 6 w Mostach pod Jabłonkowem, po 5 w Boguminie Mieście, Skrzeczoniu i Trzyńcu, po 4 w Lutyni Dolnej, Gnojniku i Stonawie, po 3 w Błędowicach, Bystrzycy, Darkowie, Dziećmorowicach, Łomnej Dolnej, Domasłowicach Dolnych, Dąbrowie, Łąkach nad Olzą, Piotrowicach i Szumbarku itp. Na posterunkach w dzisiejszej Polsce służyło w sumie 41 policjantów, w przeważającej większości rodaków z Zaolzia, najwięcej zaś na komisariacie w Chorzowie (9) i Katowicach (5). W formacji polskiej Policji Państwowej w głębi Polski służyło 4 policjantów.
Oprócz ofiar zweryfikowanych w księgach cmentarnych mamy w ewidencji kolejnych 55 osób, których okoliczności śmierci na razie nie udało się dokładnie wyjaśnić. Jest wśród nich 22 oficerów wojska polskiego, 20 funkcjonariuszy Policji Województwa Śląskiego oraz Straży Granicznej i 13 innych Polaków z Zaolzia, których jesienią 1939 r. czy na początku 1940 r. aresztowały sowieckie organy we Lwowie, a potem ślad po nich zaginął. Niektóre nazwiska ofiar tej grupy znaleźliśmy już na liście Polaków pomordowanych na Ukrainie. Na liście znajduje się np. porucznik rezerwy Alfons Hess z 4 pieszego Pułku Strzelców Podhalańskich w Cieszynie, policjant Józef Mazurek z Rychwałdu czy Czech rodem z Brna, podpułkownik František Kikal. Większość tych osób z wielkim prawdopodobieństwem zaliczyć należy do ofiar katyńskich, ale potrzebne będą jeszcze bardziej szczegółowe dowody.
Pamięć o ofiarach Zbrodni Katyńskiej przypominać będzie pomnik na brzegu Olzy w Czeskim Cieszynie „Na Konteszyńcu”. Będzie na nim 222 nazwisk ofiar, które urodziły się na Śląsku Cieszyńskim i na terenach dzisiejszej Republiki Czeskiej. W czeskim społeczeństwie szczególne zainteresowanie problematyką katyńską wzbudził film dokumentalny ostrawskiego studia Czeskiej Telewizji Zločin jménem Katyň, (Zbrodnia zwana Katyń). Film został doceniony szeregiem krajowych i międzynarodowych nagród. Opowiadania kilku członków Rodziny Katyńskiej w RCz o losach ich najbliższych uzupełnione zostały o wypowiedzi polskich, rosyjskich i czeskich historyków oraz publicystów, którzy przypomnieli również aktualny wymiar zbrodni. Z podobnym zainteresowaniem widzów spotkał się też kolejny film dokumentalny Lebka (Czaszka) o losach zamordowanego w Katyniu MUDr. Ludwika Szymańskiego, którego córka Maria jeszcze niedawno żyła w Trzyńcu i pomagała zakładać pierwszą Rodzinę Katyńską.
Pamięć o ofiarach katyńskich jest i będzie zachowana.